Tomasz G
VIP
Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 2040
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Śro 17:27, 20 Cze 2018 Temat postu: Bog i kara .... |
|
|
Bog i kara ....
Czy uporczywe domaganie sie karzacego oblicza Boga jako gwaranta porzadku i bezpieczenstwa na swiecie nie jest przewrotna forma naszej potrzeby odwetu?
"Widzac to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, zeby ogien spadl z nieba i zniszczyl ich? Lecz On odwrociwszy sie, zabronil im". (Lk 9, 54-55)
Jezus wraz uczniami udaje sie w kierunku Jerozolimy. Idzie z polnocy na poludnie, ale po drodze trzeba przejsc Samarie. Chociaz wielu Zydow omijalo te kraine, by uniknac nieprzyjemnosci ze strony Samarytan, Jezus nie chce robic "objazdow". Zapewne z praktycznych wzgledow, by zaoszczedzic troche czasu i energii. Ale moze chcial sie rowniez spotkac z tamtejszymi mieszkancami.
Jednak w oczach Samarytan Galilejczycy idacy do Jerozolimy byli heretykami. Samarytanie, powolujac sie na Prawo Mojzeszowe, twierdzili, ze skoro nie ma tam mowy o budowie swiatyni w Jerozolimie, to jej pojawienie sie na Syjonie jest niezgodne z wola Boza. Z grubsza rzecz ujmujac, koscia niezgody bylo miejsce, w ktorym nalezy czcic Boga. Samarytanie uznali, ze takie miejsce znajduje sie na ich ziemi. Dlatego "nieortodoksyjnych" odstepcow, czyli w zasadzie Zydow, nalezy unikac jak ognia. Stad odmowa udzielenia gosciny Jezusowi.
Bycie nieprzyjetym boli. Pomijajac religijne animozje, wiadomo, ze w trakcie wedrowki zwlaszcza pod koniec dnia czlowiek pada z nog, chce mu sie pic, jesc, spac. Najwidoczniej Jezusowi tez zalezalo, aby z wyprzedzeniem odpowiednio przygotowac miejsce, skoro wczesniej wyslal poslancow. W takiej sytuacji oczekiwaloby sie minimum ludzkiego zrozumienia, a tu klops. Chcac nie chcac, trzeba szukac innego miejsca odpoczynku i snu, a takze rozejrzec sie za jedzeniem i woda. Slowem, dodatkowa uciazliwosc, poprzedzona nadto rozczarowaniem.
Apostolowie, spotykajac sie z niegoscinnoscia Samarytan i pewnego rodzaju dyskryminacja (jestescie Zydami, dlatego wara stad), wpadli na malo oryginalny pomysl: niechec Samarytan, a takze ich samych, najlepiej potraktowac ogniem, biorac inspiracje z Sodomy i Gomory, a takze proroka Eliasza - przeciez do tego zacheca Pismo. Jezus poskramia "inkwizytorskie" zapedy Jakuba i Jana.
Sw. Lukasz pisze, ze Jezus zabronil "synom gromu" urzadzania piekla na ziemi. Pojawia sie tutaj greckie slowo "epitimao", podobnie jak w Lk 9, 42, gdzie Chrystus "rozkazal surowo" zlemu duchowi, aby opuscil czlowieka, a w Lk 8, 24 nakazal burzy i wiatrom, by sie uciszyly. Teraz mocnym slowem, ktore nie pozwala na dyskusje, ucisza burze gniewu i checi odwetu, ktora rozpetala sie w sercach dwoch braci. Jezus nie zgadza sie na manifestacje sily.
"Bog jest Sedzia sprawiedliwym, ktory za dobro wynagradza, a za zlo karze". Tak brzmi prawda wiary, rzekomo majaca swe oparcie w Ewangelii. Dzieci ucza sie jej ciagle na katechezie szkolnej. Ale jak uzasadnic te uswiecona tradycja maksyme w kontekscie dzisiejszej Ewangelii? Bo jako zywo, widzimy, ze jest dokladnie na odwrot. Potrzeba kary i swiete oburzenie rodzi sie w glowach uczniow, a nie w sercu Chrystusa. On raczej surowo karci uczniow i powstrzymuje w nich chec zemsty. Czy uporczywe domaganie sie karzacego Boga jako gwaranta porzadku i bezpieczenstwa na swiecie nie jest przewrotna forma naszej potrzeby odwetu? Poniewaz sami chcielibysmy sie nieraz rozprawic z innymi, zsylajac na nich ogien, to czy mozna sie dziwic, ze taki obraz Boga wcale nas nie razi, a nawet wydaje sie nam przyjazny?
To prawda, ze w Starym Testamencie znajdziemy liczne opisy kary Bozej. Zwlaszcza Ksiegi Kronik jak refren powtarzaja, ze kazdorazowa przegrana Izraela z najezdzcami i pojscie w niewole to kara za nieposluszenstwo, twardy kark i czczenie obcych bogow. Dawid tez zostal ukarany za swoj grzech, chociaz Bog przebaczyl mu zbrodnie na Uriaszu i cudzolostwo. Ale juz Kain nie otrzymal kary, na jaka zasluzyl, a nawet byl chroniony przez Boga. Jezus rowniez przestrzega wielokrotnie przed kara piekla ognistego, przed waska droga do zguby, grozi gorszycielom maluczkich. Nie sa to jednak kary wynikajace z msciwosci Boga.
Caly Stary Testament powoli dojrzewal do wniosku, ze ani potop, ani liczne niewole Izraela nie uzdrowily czlowieka. Chociaz sila razenia ciemnosci zostala na chwile przyhamowana, wewnetrzna sklonnosc czlowieka do zla pozostala nienaruszona. Dlugofalowo kary nie zdawaly egzaminu. Negatywna motywacja do dobrego postepowania predzej czy pozniej ulatniala sie z pamieci i ludzie ponownie wiklali sie w te same klopoty. Dlaczego? Poniewaz kara byla jedynie zewnetrzna ingerencja, ktora zasadniczo ograniczala skutki, a nie przyczyny choroby. To wlasnie prorocy, patrzac na notoryczny upor Izraelitow, glosili, ze bez podarowania czlowiekowi nowego centrum - nowego serca, sklonnosc do zla nie moze zostac raz na zawsze zlikwidowana. Ostatecznie tylko smierc i ofiara Chrystusa, przypieczetowana Jego zmartwychwstaniem i wylaniem Ducha, mogly dac szanse na wewnetrzna przemiane czlowieka. Ale nie w mgnieniu oka.
Po drugie, czasem zapominamy, ze w Biblii mamy do czynienia z powolnym Objawieniem Boga i stopniowym wychowywaniem czlowieka do przyjecia Ewangelii. To Jezus Chrystus, Jego slowa i czyny, sa ostatecznym odslonieciem Boga - koncowym etapem dlugiej drogi. Dlatego nie wszystko, co znajdujemy np. w Prawie, obowiazuje chrzescijan, poniewaz Chrystus je wypelnil (Por. Mt 5, 17). Wzial ten ciezar na siebie zamiast ludzi, ktorzy nie mieli sily go dzwigac - jak powiada sw. Piotr (Por. Dz 14, 10). Dlatego apostolowie zebrani na Soborze Jerozolimskim uznali, ze nie nalezy obciazac nawroconych pogan przepisami Prawa, poniewaz "nowe serce" podarowane jest czlowiekowi z laski, a nie za dobrze wykonana robote, ktorej nota bene czlowiek i tak nie mogl wykonac. Rozumienie kary tez zmienia sie na podobnej zasadzie.
Powsciagliwosc Jezusa w karaniu wyplywa wlasnie z tego Ducha. Milosierdzie Boga wie, ze wprawdzie upor czlowieka mozna na pewien czas przelamac strachem, a posluszenstwo wymusic Prawem, ale wtedy po ziemi beda chodzic sami niewolnicy. Poruszony tym samym Duchem, sw. Ambrozy z Mediolanu, doktor Kosciola, ktory ochrzcil sw. Augustyna, pisze w jednym z komentarzy: "Z tego jednak, ze karcil uczniow, ktorzy chcieli ogien spuscic z nieba na tych, ktorzy nie przyjeli Chrystusa (Lk 9, 54), widzimy, iz nie zawsze winnismy wystepowac karcaco wobec tych, ktorzy zgrzeszyli. Niekiedy lagodnosc bardziej ci pomaga do wyprobowywania cierpliwosci, a temu, kto zgrzeszyl do poprawy." Ambrozy nie twierdzi, iz nalezy porzucic wszelkie karanie. Przekonuje jednak, ze istnieja inne, skuteczne srodki, ktore moga spowodowac zmiane w czlowieku grzesznym. Nie surowosc, lecz lagodnosc. Drastyczne i rewolucyjne "ciecia" maja zrodlo w oburzeniu, ktoremu brak milosci.
I tutaj pojawia sie problem. Tak jak trudno nam pogodzic sprawiedliwosc z Bozymi milosierdziem (bo najczesciej je sobie przeciwstawiamy), podobnie nie wiemy, jak stanowczosc moze wspolistniec z lagodnoscia. Dzieje sie tak rowniez dlatego, ze milosierdzie mylimy z poblazliwoscia, a lagodnosc z ckliwoscia.
Tymczasem Ambrozy jest pelen zdumienia, gdy patrzy na to, co czyni Jezus. Nawiazujac tez do drugiej czesci dzisiejszej Ewangelii, stwierdza, ze "przedziwne jest we wszystkim dzialanie Pana". Przelamanie naszych wewnetrznych schematow i korekta wypaczonych obrazow Boga odbywa sie przez przygladanie sie temu, co robi Pan. To On ma byc punktem odniesienia, a nie nasze wlasne uprzedzenia czy sady, ktore granicza z zyczeniowym mysleniem lub urazona duma.
Przy dosc pobieznej lekturze wydawaloby sie, jakby druga czesc dzisiejszej Ewangelii byla wzieta z innej bajki. To pozory. Jakub i Jan nie odrobili lekcji, ktora dopiero co uslyszeli z ust Jezusa. Nieco wczesniej powiedzial, ze bedzie wydany w rece ludzi, zabity i zmartwychwstanie, ale nie wspomnial, ze w miedzyczasie bedzie rzucal gromy z krzyza, powalajac przeciwnikow na ziemie. Uczniowie niewiele z tego zrozumieli. Najpierw chca zabronic komus, kto z nimi nie chodzi, wyrzucania zlych duchow, czemu Jezus sie sprzeciwia (Por Lk 9, 49-50). A potem probuja naprawiac swiat kara, ktora nie ma nic z wspolnego z leczeniem, lecz jest zwyklym wyrownaniem rachunkow.
Uczen musi wiec spelnic kilka kluczowych warunkow, jesli chce przystac do Jezusa. Przede wszystkim, nie kierowac sie zasada "nasi" i "oni", ktora dzieli, i w pewnym sensie probuje ograniczac Boga: mozesz dzialac tylko wsrod nas, poza nasza grupa - nie. I druga wazna zasada: uczen musi opanowac chec odwetu, ktora jest pozorna sprawiedliwoscia i pomyslem zlego.
Widac, ze Jezus musial sie tymi wybrykami apostolow nieco zdenerwowac. Bo kiedy po chwili przychodza do niego dwaj kandydaci na uczniow (trzeciego sam Jezus zaprasza), nie postepuje z nimi jak z apostolami na poczatku. Ci uslyszeli najpierw: "Pojdzcie za mna", ale o tym, co ich jeszcze czeka, powie im znacznie pozniej. Natomiast tutaj w dosc stanowczych slowach Mistrz stawia kawe na lawe. Zada od zainteresowanych radykalizmu: niezwlocznosci w decyzji, ubostwa, zgody na to, ze nie beda miec domu i rozstania sie z przeszlym zyciem. Bo to nie jest jeden z wielu, lecz jedyny Mistrz, nad ktorego niczego nie mozna przedlozyc. Uczen rezygnuje z wielu cennych ludzkich wartosci, a takze z niewlasciwych zachowan, by wybrac Kogos nieporownywalnie wiekszego.
Calosc doskonale podsumowuje sw. Ambrozy: "Chrystus nie przyjmuje tego, kto bez zastanowienia chce sie poswiecic, nie gniewa sie na tych, ktorzy niegodnie swego Pana odtracili, aby pokazac, ze doskonala cnota nie kieruje sie pomsta; ze nie ma gniewu tam, gdzie jest pelnia milosci; ze slabosci nie nalezy wykluczyc, lecz ja wspomagac".
[link widoczny dla zalogowanych]
Bog egzekutor?
Jak pogodzic biblijne sprawozdania z nadnaturalnych egzekucji z obrazem Boga, ktory cierpliwie czeka na swoje dzieci, pragnac zdobyc nasze serca?
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|